Skąd u Ciebie zamiłowanie do rzeźby? Opowiedz o swoich początkach.
Od dzieciństwa lubiłem rzeźbę. Pochodzę z południowej Syrii, gdzie jest bardzo dużo ruin, zabytków po czasach Cesarstwa Rzymskiego. Fragmenty antycznych budowli można znaleźć na ulicy. Czasem nawet zbierałem fragmenty takich rzeźb jako dziecko, potem próbowałem je odtwarzać w gipsie. Na szkolnych zajęciach plastycznych wyraźnie ujawnił się mój talent. W wieku 12 lat wykonałem pierwszą głowę ludzką z j gliny. W szkole średniej zapisałem się na kurs nauki malarstwa, grafiki i rzeźby. Najbardziej ciągnęło mnie jednak do rzeźby. Później okazało się, że wyróżniam się na tle moich rówieśników.
Pochodzisz z rodziny artystycznej?
Wręcz przeciwnie, pochodzę z rodziny chłopskiej, czy też post-chłopskiej. Do dziesiątego roku życia mieszkałem na wsi, potem rodzice przeprowadzili się w okolice Damaszku. Nie mieli nic wspólnego z uprawianiem sztuki, tylko mama miała zamiłowanie do piękna i doceniała moją pasję. Miała też talent artystyczny, ale nie rozwijała go. Oboje rodzice zresztą byli przychylni moim zainteresowaniem.
Plener rzeźbiarski w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, 2024, fot. Olga Rainka
Jak trafiłeś do Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie?
Po maturze wziąłem udział w konkursie na stypendium zagraniczne, wygrałem miejsce w polskiej Akademii Sztuk Pięknych i zdałem egzamin. Wytypowano mnie na malarstwo, ale ja zgłosiłem się na rzeźbę. To był 1969 rok.
Syria była wówczas państwem na dorobku, niepodległym od 1946 roku. Kraj potrzebował specjalistów niemal we wszystkich dziedzinach. Państwo delegowało na stypendia do zaprzyjaźnionych krajów, a Syria miała dobre relacje z blokiem państw komunistycznych.
Kompletnie nic wówczas nie wiedziałem o Polsce, kojarzyłem ją tylko z pięknych znaczków pocztowych i wiedziałem, że Maria Skłodowska-Curie była Polką.
Jakie były Twoje wrażenia?
Byłem bardzo młody - miałem 19 lat - i bardzo ambitny. Wszystko było dla mnie nowe i byłem bardzo pozytywnie nastawiony. Nie narzekałem na język, tylko starałem się jak najszybciej go opanować. Zaskoczył mnie natomiast klimat, szarość, brak kolorów. Ludzie zamknięci w sobie, zupełnie inni niż u nas na południu. Atmosfera w Akademii bardzo mi się podobała, cechowało ją dużo wolności dla studentów. Nikt nie zmuszał do przychodzenia na zajęcia, można było natomiast rzeźbić od 9.00 do 14.00. Koledzy przychodzili często po 10,00, nierzadko grali w szachy. Ja byłem od rana. Każdy był odpowiedzialny za swój los. Ważne było tylko, by oddać prace w terminie wyznaczonym na wykonanie zadania. To uczyło samodzielności tak potrzebnej artystom.
Czułem, że brakuje mi wiedzy o kulturze i współczesnej sztuce europejskiej i starałem się to nadrabiać. Pracowałem nad sobą i uczyłem się od rana do wieczora. Pierwszy przychodziłem do pracowni i ostatni wychodziłem. Jednego lata również siedziałem w pracowni, dostałem na to zgodę profesora. Raz tylko w czasie studiów pojechałem na wakacje do Syrii. W Polsce dużo podróżowałem, także autostopem, poznawałem kraj. Dyplom obroniłem z wyróżnieniem.
Od kogo najwięcej nauczyłeś się w ASP?
Największy wpływ na mnie miał profesor Oskar Hansen i profesor Zofia Demkowska, która miała wspaniały kontakt ze studentami i umiejętność pokierowania nimi. Wielu wspaniałych medalierów wyszło spod jej ręki. Profesor nauczyła mnie, jak otworzyć się na swoją wrażliwość, jak wyrazić własne zamysły w rzeźbie. Zachęcała również do wprowadzenia przestrzeni do medalierstwa, wyjścia poza formę okręgu. Jestem temu wierny do dziś.
Od prof. Hansena wziąłem wiedzę o materii rzeźbiarskiej, jej formach i funkcjach, relacjach rzeźby z przestrzenią, o formie otwartej i zamkniętej. ABC sztuki rzeźbiarskiej zawdzięczam właśnie jemu. Przez cały okres studiów byłem zresztą w jego pracowni. Był także moim konsultantem przy pracy dyplomowej.
Wszyscy profesorowie, u których się uczyłem, namawiali mnie, abym szukał własnego stylu i nawiązywał do własnej kultury i rodzimej tradycji artystycznej. Co nie było łatwe, bo rzeźba w Syrii skończyła się wraz z przyjściem islamu, który zabrania odwzorowywania postaci, gdyż jest postrzegane jako naśladowanie Boga. Rozwijała się więc, ornamentyka dekoracyjna (arabeska), sztuka użytkowa a szczególnie kaligrafia. Stąd zacząłem czerpać inspirację i jestem jej wierny do dziś. Filozofia arabeski zakłada, że nic nie zaczyna się od zera i nic się nie kończy. Nieskończoność jako idea bytu jest też obecna w mojej twórczości.
Być sobą, należeć do tradycji i wkroczyć we współczesność. To trzy elementy, które są moim credo artystycznym.
Majid Jammoul, Feniks, fot. Olga Rainka
A co inspiruje Cię w europejskie sztuce?
Bardzo dużo. Wszystkiego o rzeźbie współczesnej dowiedziałem się w Polsce. Odkryłem Le Corbusiera, Moora, Brancusiego , Giacomettiego, Chillidę, Maxa Billa. Chłonąłem ich formę, a potem tworzyłem po swojemu, wyrażałem swój charakter.
Szybko zrezygnowałem ze sztuki figuratywnej, bo czułem, że nic już przez figurę człowieka nie mogę powiedzieć, natomiast abstrakcja to wielka przygoda, która zawsze cię zaskoczy.
Majid Jammoul, Ogród Rzeźby w parku Centrum Olimpijskiego, fot. Olga Rainka
Na czym najbardziej Ci zależy w Twojej sztuce?
Zależy mi na utrwaleniu wartości ogólnoludzkich, moralnych, uniwersalnych, w materiale, w którym mogą długo żyć. Nie jestem twórcą, który skupia się jedynie na własnych indywidualnych tematach lub efektach formalnych. Ostatnio, szczególną uwagą poświęcam problemom nękającym mój macierzysty kraj - Syrię. Artyści sami nie zmienią świata, ale trzeba się starać, co nam innego pozostaje.
Czym jest dla Ciebie medalierstwo?
Medal przede wszystkim wymaga cierpliwości i precyzji.
A medalierstwo jest najbardziej adekwatną formą utrwalenia i przekazania treści następnym pokoleniom za pomocą trwałego materiału w sposób estetyczny i bardzo zwięzły.
Kiedy mam do przekazania więcej treści, wybieram medal. Jeśli zależy mi bardziej na wyrażeniu emocji, wówczas wybieram rzeźbę. Na płaszczyźnie medalu można umieszczać różne elementy, informacje, postacie, nawet tekst. W rzeźbie takich informacji nie trzeba przekazywać, rządzi się innymi prawami niż medal, który z kolei zaspokaja mój głód precyzji w detalu.
Cztery medale poświęcone wojnie w Syrii.
Temat zajmuje mnie i dotyka od 13 lat. Forma medalu -bardziej niż rzeźba- pozwala mi pokazać tę tragedię. Od 2015 tworzyłem kolejne medale, pokazując powiększającą się skalę zniszczeń, do których doprowadził rządzący reżim. Zależało mi, by medale były powszechnie zrozumiałe, dlatego odwołuję się do uniwersalnych symboli. Bardzo się cieszę, że te medale są pokazywane w British Muzeum i Muzeum (Staatliche Kunstsammlungen Dresden ) w Dreźnie, bo wiedza o tej okrutnej wojnie idzie w świat.
Majid Jammolul, Syria 2015-2018, fot. archiwum Skarbnicy Narodowej
Wśród ważnych dla mnie medali, chciałbym wymienić również „Zaha Hadid” poświęcony słynnej architektce , przygotowany na Kongres FIDEM -2018 w Ottawa- na temat (Kobieta i jej osiągnięcia ) , oraz medal na temat „Bóg jest jeden” – gdzie połączyłem symbole różnych religii, ponieważ uważam, że wszystkie religie poszukują tego samego.
Majid Jammoul, Zaha Hadid, fot. Marcin Brzeziński
Majid Jammoul, Bóg jest jeden, fot. Polskie Stowarzyszenie Sztuki Medalierskiej
Jakie są plany Polskiego Stowarzyszenia Sztuki Medalierskiej, którego jesteś wiceprezesem?
Stowarzyszenie zaktywizowało się, mamy wiele planów, a część z nich zaczyna się urzeczywistniać. Organizujemy cykl wystaw poświęconych dokonaniom polskich medalierów w galerii w ASP we Wrocławiu, Muzeum Narodowym w Krakowie i w muzeum w Nysie. Latem 2025 roku zorganizujemy plener medalierski w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, połączony z sympozjum i wykładami o polskiej sztuce medalierskiej, którego zwieńczeniem będzie wystawa finałowa. Myślimy o wydawaniu periodyku poświęconego medalierstwu, o współpracy międzynarodowej, wznowieniu działalności muzeum poświęconego sztuce medalierskiej. Polscy medalierzy należą do światowej czołówki, warto więc o nich mówić i promować ich prace.
Zobacz stronę artysty na stronie Polskiego Stowarzyszenia Sztuki Medalierskiej