Skarbnica Narodowa: Co zainspirowało Panią, by zostać medalierką?
Monika Molenda: Zaczęło się to we wczesnym dzieciństwie. Plastelina była nieodłącznym elementem mojej kieszeni i bólem głowy mojej mamy. Dużo lepiłam, a im mniejsze rzeczy z dużą ilością detali, tym była większa frajda. Potem były szkoły artystyczne: Liceum Sztuk Plastycznych w Zamościu oraz studia na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, Warszawie i Bratysławie. Przemierzałam uczelnie w poszukiwaniu między innymi pełnej wiedzy o medalierstwie.
We Wrocławiu była bardzo dobra pracownia małej formy rzeźbiarskiej, prowadzona przez prof. Jacka Dworskiego, ale nie było odlewni, w której można było zdobyć wiedzę na temat efektu końcowego. W Warszawie była już odlewnia i możliwość uczestniczenia w procesie do samego końca. Na Słowacji natomiast doświadczyłam odmiennego stylu pracy i nowych technik.
W 2002 roku ukończyłam studia broniąc dyplomu z medalierstwa. Wciąż czułam niedosyt i chęć uzupełnienia braków z medalierstwa i monet bitych. W tym celu odwiedziłam Roberta Kotowicza w pracowni menniczej. Robert w telegraficznym skrócie pokazał mi jak pracuje nad monetami. Wyglądało to łatwo, szybko i przyjemnie, choć Robert ostrzegał, że nie jest to łatwa praca.
Następnie przy dużym szczęściu trafiłam do pracowni Anny Beaty Wątróbskiej-Wdowiarskiej, która pokazała mi cały proces pracy, zdradziła tajniki, podzieliła się swoją wieloletnią wiedzą i doświadczeniem, co było dla mnie – wtedy młodej osoby – czymś niesamowitym. Anna została moją mentorką, a także przyjaciółką. To dzięki niej robię to, co kocham.
SN: Jakie były Pani samodzielne początki?
MM: Mój pierwszy, samodzielny model gipsowy do monety robiłam trzy miesiące. Męczyłam się strasznie. Relief o wysokości 1,9 mm wydawał mi się niemożliwy do osiągnięcia. Były nieprzespane noce, pot, ból i łzy. Wtedy też podjęłam decyzję, że będzie to moje pierwsze i ostatnie tego typu zlecenie. Oddając model zobaczyłam jednak zachwyt i zadowolenie zleceniodawcy, a na pytanie, czy robimy dalej i czy biorę kolejny projekt – ku mojemu zdumieniu – bez wahania odpowiedziałam: „Tak!”
SN: Potem było już łatwiej?
MM: Zdecydowanie. Wiedziałam więcej, a każde kolejne zlecenie przynosiło spokój i luz. Byłam świadoma własnych możliwości.
SN: Czy twórców nie przeraża fakt, że po przekazaniu gipsu do odlewni tracą kontrolę nad własną pracą?
MM: Oj tak, bywają niespodzianki, ale dla mnie to kwestia poszukiwań odpowiednich odlewni, umiejętność komunikacji, współpracy z ludźmi tam pracującymi. Trzeba mieć również duże pokłady cierpliwości. Lubię bywać w odlewniach i cyzelować swoje prace. Ostatnie dotknięcie zawsze należy do mnie.
SN: Co poza precyzją i formą pociąga Panią w medalierstwie?
MM: Poszukiwanie trafnej odpowiedzi na dane zagadnienie. Poszukiwanie formy no i materiału, który wszystko idealnie zepnie. Bardzo często moje medale nie są wyłącznie z brązu. Łączę materiały, techniki, wprowadzam mechanizmy np. grający, świecący czy elementy ruchome. Ograniczam się jedynie skalą i staram się zanadto nie wychodzić w przestrzeń.
SN: Kto Panią inspiruje?
MM: Medalierstwo w Polsce jest na wysokim poziomie, a medalierzy to mocna reprezentacja. Niestety nasze medalierstwo jako dziedzina sztuki, z braku świadomości, kojarzone jest zazwyczaj z odznaczeniami albo PRL-em, a co za tym idzie, jest niedoceniane i współcześnie znane bardzo wąskiej grupie odbiorców. Jeśli chodzi o artystów, którzy mnie inspirują: Zofia Demkowska, która rozwinęła tę dziedzinę i nadała nowy kierunek, Anna Beata Wątróbska-Wdowiarska, Magdalena Dobrucka, Ewa Olszewska-Borys, a z mojego pokolenia – Małgorzata Szafrańska i Sebastian Mikołajczak.
SN: Czy są numizmaty, które traktuje Pani ze szczególnym sentymentem?
MM: To było jedno z pierwszych zleceń. Dostałam projekt graficzny, do wykonania modelu gipsowego, ikonę z serii "Najpiękniejsze Ikony". Projekt bogaty był w ornamenty, kwieciste szaty, mnogość detalu. Kiedy wydawało mi się, że pracę skończyłam i byłam bardzo zadowolona z siebie, to ku mojemu zdumieniu musiałam nanieść poprawki. Projekt wracał do mnie kilkakrotnie, gdyż nie każdy włos policzyłam, nie każdy detal czy obrys idealnie pokrywał się z projektem. Za każdym razem dziwiłam się, że jeszcze jestem w stanie coś poprawić. A kiedy praca w końcu została przyjęta, zrozumiałam jak bardzo trudna i wyjątkowa jest to dziedzina i jak szczególne predyspozycje – na wielu płaszczyznach – trzeba mieć by ją wykonywać.
Jeśli chodzi o moje medale artystyczne, to każdy jest dla mnie szczególny, choćby dlatego, że nie tworzę ich zbyt dużo. Jeśli już robię, to proces myślenia trwa długo. Na ten czas składają się poszukiwania formy, materiałów, często nieznane mi rozwiązania, materiały czy techniki, które muszę zgłębić.
SN: Czy bardzo zmieniła się technika pracy, odkąd zaczęła Pani tworzyć?
MM: W technice menniczej, w przygotowaniu matryc gipsowych opieram się na dawnym rzemiośle. Dużym usprawnieniem jest możliwość komputerowego naniesienia już w mennicy tekstów czy ornamentów. Plastelina i gips są według mnie lepsze, dają więcej możliwości, spokoju i pewności. Natomiast na poziomie przygotowania projektów zmiany są duże – szybkie komputery, programy graficzne, no i niestety praca w programach 3D, przez które moja ukochana technika ręcznie robionych modeli gipsowych przechodzi do historii.
SN: Jakie jest pani marzenie artystyczne?
MM: Chciałabym, aby odbiorcy, zleceniodawcy, emitenci zrobili zwrot. By znowu docenili kunszt, ręczną robotę, rzemiosło na wysokim poziomie, dobry styl. Aby ważna stała się jakość, a nie ilość czy szybkość wypuszczanych i sprzedawanych produktów. By znowu moneta czy medal stały się małymi wielkimi dziełami sztuki.
Wybrane prace dla Skarbnicy Narodowej:
Monika Molenda – rzeźbiarka i medalierka. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu na Wydziale Rzeźby i Malarstwa. Odbyła stypendia w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie oraz w Vysokiej Skole Vytvarnych Umeni v Bratislave. Zajmuje się rzeźbą i medalierstwem. W swoich pracach podejmuje tematy związane z Ziemią, naturą i kosmosem. W 2006 roku zdobyła Grand Prix w międzynarodowym konkursie na medal “Budapest 1956”. Zrealizowała pomnik z okazji 50. rocznicy powstania na Węgrzech i pomnik "Wrześniowej Barykady w 1939 roku". W latach 2008-2009 reprezentowała Polskę w ramach VII Medalierskich Spotkań Wyszehradzkich. Od 2010 roku współpracuje z kilkoma europejskimi mennicami. Jej prace pokazywane były na kilkudziesięciu wystawach w Europie i USA, a także znajdują się w muzeach i zbiorach prywatnych.